Facebook Instagram HALA GOPS DCK ZUK BIP
Wersja kontrastowa A + A - A
English bip

Z historii gminy

Jan Świstak – czołgista z Jastwi
09 sty 2017
Kategoria: Z historii gminy
Jan Świstak - czołgista z Jastwi

Publikacje historyczne, zamieszczające wspomnienia uczestników zdarzeń, wykorzystują z reguły świadków, których wiedza jest znacząca do wyjaśnienia lub zrozumienia konkretnego zjawiska. Dlatego najbardziej atrakcyjnym świadkiem wydarzeń historycznych jest dowódca lub wyższy oficer. Nikt nie kwestionuje logiczności takiego zabiegu. Kadra dowódcza posiada więcej informacji, potrzebnych badaczowi historii, od zwykłego żołnierza. Oczywiście, relacja szeregowego czy kaprala też może zaistnieć w pracach historycznych, ale często jedynie jako emocjonalny dodatek, podkreślający określone zdarzenie.

Artykuł, który Państwo czytają, odwraca opisaną sytuację. Główny bohater wspomnień – Jan Świstak (ur. 28 XI 1915 r. – zm.23 III 2011 r.) – był żołnierzem niskiego szczebla, co nie przeszkodziło mu zostać bohaterem wojennym. Jego przeżycia mogą być nie tylko scenariuszem niejednego filmu, ale jednocześnie mają dużą wartość historyczną. Potwierdzają fakty, odsłaniają ich nowe, nieznane dotąd aspekty, dopełniają często całości obrazu.

W przypadku przeżyć Jana Świstaka, pozostaje jedynie żałować, że ta 10-letnia wojenna odyseja zmieści się raptem na kilku kartkach papieru. Niestety, wywiad, który z nim przeprowadziłem, a który jest kanwą tego artykułu, dotyczył kampanii wrześniowej w 1939 roku. Dlatego nie ciągnąłem go za język, dopytując o szczegóły jego losów z lat 1940-47. Dziś, gdy Jana Świstaka nie ma już wśród nas, bardzo tego żałuję. Spróbuję jednak jego wspomnienia, urozmaicone oryginalnymi zdjęciami z historii jego jednostki, obudować informacjami historycznymi z innych źródeł, które pomogą uświadomić czytelnikowi, w jakich przełomowych momentach naszej historii uczestniczył Jan Świstak. Ale oddajmy głos samemu bohaterowi:

„W listopadzie 1937r pojechałem do wojska do Krakowa (Jak wynika z książeczki wojskowej Jan Świstaka, nastąpiło to 4 XI 1937 r. – wtedy to został przydzielony do 5. baonu pancernego w Krakowie, do kompanii samochodowej jako szofer – Piotr Marecik). Pierwszy raz w życiu wsiadałem wtedy do pociągu. W garnizonie poznałem swojego dowódcę – porucznika Czerniakowskiego. Był on żołnierzem I wojny światowej, gdzie był ranny w szyję i miał kłopoty z mówieniem. Mimo to prowadził chór. Akurat mieliśmy dostać sztandar pułkowy, ufundowany przez górników. Na uroczystości miał śpiewać ten chór. Porucznik próbował każdego nowego żołnierza – jaki kto miał głos. Spodobałem mu się i trafiłem do tego chóru. Na uroczystości śpiewaliśmy dwie pieśni: W szarym polu srebrny ptaszek… była też inna: Święta miłości kochanej ojczyzny…

W tym momencie pan Jan zaśpiewał. Początkowo chciało mi się śmiać, ale on z blaskiem w oczach prześpiewał kilka zwrotek i oznajmił, że zna jeszcze jedną taką „żołnierską” o Hitlerze. Oczywiście chciałem posłuchać i… żałuję, że nie mogę Państwu zacytować tekstu, ale napiszę grypsem fragment ocenzurowany: „Hitlerze – wiatr ci nawiał liści kupę, pies cię …LIZAŁ …KIJ ci w d… OKO”. Pan Jan śpiewał i śmiał się, a ja wraz z nim. To fascynujące, że po tylu dramatycznych przeżyciach, żołnierze polscy zachowali poczucie humoru. O tym w żadnej książce nikt nie napisał… Oddajmy znów głos naszemu pancernemu:

Po tej uroczystości znowu zagonili nas do roboty. Uczyli nas nie tylko jeździć, ale całej budowy samochodu. Trzeba było wiedzieć, jak pracuje silnik i móc naprawić, jak się coś zepsuje. Mnie się to wszystko bardzo podobało i od razu wszystko połapałem. Po szkoleniu był egzamin na prawo jazdy. Kto zdawał, zostawał kierowcą, kto nie – mechanikiem. Nie wszyscy zdali, ale mnie się udało. Zaraz po egzaminie przydzielono mnie w zastępstwie do przewożenia wycieczek po Krakowie – na Kopiec Kościuszki i na Wawel. Potem dostaliśmy przepustkę. Pojechaliśmy wszyscy samochodami do Morskiego Oka. Jeden z młodych kierowców tak ostro hamował, że porucznik uderzył w deskę i nos sobie rozbił. Najpierw go ostro zjeździł, ale potem się zaśmiał i pojechaliśmy dalej. Wycieczkę żeśmy odprawili… byliśmy tam jeszcze później, obstawiać rajd międzynarodowy. Co kawałek drogi stał jeden żołnierz. Była to dla nas frajda, ponieważ można było sobie popatrzeć na różne samochody.
Rajd, który „obstawiał” Jan Świstak, to XI Międzynarodowy Rajd Automobilklubu Polski, odbywający się od 25 VI 1938 do 1 VII 1938 roku. Koledzy Jana Świstaka mieli okazję oglądać same sławy europejskiej kierownicy oraz ich niesamowite maszyny. Sam wyścig wygrał Polak, wspaniały mistrz przedwojennych rajdów Jan Ripper, który dokonał tego swoim samochodem Fita 1100. Pokonał on m.in.: Paula von Guillaume w samochodzie Adler Trumpf Junior, Renato Ghisalbę, Waltera Ifflanda w samochodzie Mercedes-Benz i wielu innych. Jak się miało okazać po wojnie, w bardzo licznej ekipie niemieckiej przebywało wielu agentów, którzy sporządzali mapy i robili notatki, mające pomóc w przyszłym konflikcie Niemców z Polską.

Później pojechałem na Zaolzie. Dwa albo trzy razy woziłem piechotę z Krakowa… – wspomina nasz główny bohater. W 1938 roku, wykorzystując agresję Niemiec hitlerowskich na Czechosłowację, Polska armia pod dowództwem gen. Bortnowskiego dokonuje aneksji tzw. Zaolzia. Był to teren Śląska Cieszyńskiego, o który Polska toczyła spór z Czechosłowacją w latach 20-tych. Konflikt ten nasz kraj wtedy przegrał, mając na karku Armię Czerwoną. Gdy Jan Świstak woził żołnierzy na Zaolzie, traktowano to jako wyrównanie krzywd. Czy tak było w istocie? Nie czas i miejsce, by to roztrząsać. Wydaje się jednak, że moment wybrano niezbyt szczęśliwie, stając w jednym szeregu z Niemcami rozbierającymi Czechosłowację.

Po wykonaniu tego zadania, Jan Świstak otrzymał nowy przydział. Jak sam wspomina:
…a potem dostałem skierowanie do Modlina, do Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej. W Krakowie na podróż ubrali nas w najgorsze mundury, bo chcieli się ich pozbyć z magazynu. Jakeśmy weszli do koszar w Modlinie, major Żółkiewicz – nasz przyszły szef – zobaczył nas i za głowę się złapał: „a co to za dziadostwo do nas przyszło”… Kazał nam te szmaty ściągnąć, zapakować i odesłać pocztą do Krakowa. Myśmy dostali nowe mundury. Włosy można było nosić normalne, tylko trzeba było uważać, żeby nie iść do raportu, bo za podpadnięcie ścinano włosy na zero.
W Modlinie dostałem przydział do łączności i wóz z radiostacją. Stał on na placu i był… zepsuty. Naprawiłem go i wjechałem do garażu. No a potem szkolenia. Jeździłem z tą radiostacją do Warszawy i okolic, i odbieraliśmy rozkazy drogą radiową. Jedna stacja stała w Modlinie, a my np. za Warszawą i sprawdzali czy słychać, i jak dobrze.

A potem przyszła wojna… jeszcze przed wybuchem pamiętam, jak siedzieliśmy sobie w garażu w Modlinie w grupie tzw. „drucików” i ja powiedziałem: wiecie, jak będzie wojna to będzie z nami źle. A siedzący z nami plutonowy Detko mówi: Co? W trzy dni będziemy w Berlinie. A ktoś tam wypalił – chyba jako jeńcy… I na tym rozmowa się skończyła.

Potem mobilizacja i nowy przydział – Mazowiecka Brygada Kawalerii jako kierowca 11. batalionu pancernego (radiostację musiałem zdać, a dostałem ciężarówkę). Przerzucili nas do miasteczka Chorzele nad rzeką Orzyc – 3 kilometry od granicy niemieckiej w Prusach Wschodnich. Jechało się tam tylko w nocy, a w dzień się stało po lasach. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce i znaleźliśmy kwatery. W noc przed wojną spaliśmy w stodole na pachnącym sianie. Obudziła nas bijąca artyleria niemiecka. Natychmiast alarm i do maszyn. (Zainteresowanym szczegółowym opisem szlaku bojowego 11. batalionu, polecam wydaną niedawno książkę Stefana Majewskiego – dowódcy tegoż dywizjonu – pt. „Jedenasty pancerny… opowiadania wojenne z kampanii wrześniowej 1939 roku” – Piotr Marecik).

Okazało się potem, że atakuje niemiecka 12 DP, ale na nasze szczęście całe uderzenie szło na Mławę. Wtedy nie mieliśmy żadnych szans. Byliśmy słabsi od Niemców. Już 5 IX razem z brygadą zaczęliśmy się cofać. Odwrót. Pamiętam, że już 13 września, po ciężkiej drodze – ciągle naloty – byłem w Rembertowie po amunicję. Przyjeżdżam na plac, a tam widzę w krzakach swój były samochód i Machowskiego z Gwoźdźca, który nim jeździł. Postawiłem ciężarówkę i poszedłem do chłopaków. Oni słuchali akurat radia i dowiedziałem się wtedy, że Niemcy biją się już pod Tarnowem. Nagle podszedł plutonowy Detko. Miał dwie menażki śmietany i chleb. Zobaczył mnie i zaprosił do jedzenia. Przypomniałem mu wtedy tą rozmowę w garażu w Modlinie. On tylko kiwał głową i mówił – już żeśmy przegrali tę wojnę. Nagle zaczęła strzelać artyleria przeciwlotnicza. Zobaczyliśmy jeden, a potem chyba z pięć samolotów. Zaczęły zrzucać bomby. Wszyscy chowali się gdzie popadło. Samoloty, jak już zrzuciły bomby, zaczęły strzelać do ludzi – zwłaszcza na stacji kolejowej, która była obok. Lecieli nisko i siali po ludziach. Masakra to była.

Wróciłem z amunicją i nowy rozkaz: idziemy na Lwów. Brygada walczyła. Jak podjechaliśmy pod Lwów okazało się, że jest zajęty przez Ruskich. Brygadę rozbili Niemcy na małe oddziały. Nasz bocznymi drogami jechał w kierunku Węgier. Na drodze mijały nas ciężarówki z Ruskimi, ale nic nam nie zrobili, nawet się nie zatrzymali. Dojechaliśmy na Węgry. Był 25 czy 26 września. Oficerowie, ci co pamiętali jeszcze I wojnę światową, zaczęli się strzelać. Woleli wtedy zginąć, a nie splamić honoru. Tak to dawniej było.

Ja całą drogę jechałem sam, bez zmiennika. Pamiętam, że jak przekroczyłem granicę, postawiłem samochód, umyłem nogi w jakimś potoku i poszedłem spać do jakiejś szopy. Obudzili mnie Madziarzy. Potem przedostaliśmy się do Francji.

We Francji wszystkich żołnierzy, którzy służyli w wojskach pancernych, zgrupowano w Coëtquidan, by utworzyć z nich jednostki pancerne. Nasz bohater trafił wyżej – dostał przydział do sztabu Naczelnego Wodza.

W Paryżu jeździłem ciężarówką przy dowództwie. Pamiętam, spotykałem się tam z taką czarną Żydówką, ale nie zagrzaliśmy tam długo miejsca. Po upadku Francji, statkiem ewakuowaliśmy się do Anglii.

Jan Świstak trafił do Anglii i tam przygotowywał się do powrotu z całą armią – już jako kierowca czołgu – do Polski. O jego dalszych losach w kolejnym odcinku. Dziś chciałbym jeszcze zachęcić czytelników do obejrzenia filmu dokumentalnego, nakręconego przez dwóch licealistów z Brzeska, na podstawie nagranych przeze mnie wspomnień. Poszukajcie Państwo w „sieci”.

Na zdjęciach znajdują się:
1. Samochód Jana Świstaka, Polski Fiat 508 I
2. Ciężarówka Jana Świstaka w trakcie września '39. Polski Fiat 621 L
3. Jan Świstak z kierowcami w Coetquidan

Jan Świstak - czołgista z Jastwi Jan Świstak - czołgista z Jastwi Jan Świstak - czołgista z Jastwi
how_to_vote
Wybory do Parlamentu Europejskiego 9.06.2024 r.
download
Załatw sprawę
auto_delete
Odpady komunalne PSZOK
departure_board
transport publiczny
sports_handball
Hala Widowiskowo-Sportowa w Dębnie
group
Rada Gminy Dębno
reduce_capacity
Konsultacje społeczne
loop
Odnawialne źródła energii
local_grocery_store
Przetargi - platforma zakupowa
light_mode
Program Czyste Powietrze
explore
System Informacji Przestrzennej
health_and_safety
Tarcza Antykryzysowa
volunteer_activism
Pomoc Ukrainie